piątek, 8 marca 2019

kobiety!

Czytacie blog krytyka kulinarna?
Jeśli nie to polecam serdecznie.
Zwłaszcza w dzisiejszym dniu to, co napisała kiedyś, szczególnie mnie uderzyło,bo nadal aktualne.
Szkoda, że do takiej mądrości też dojrzałam dopiero teraz.
Ale lepiej późno niż później (albo wcale)
Ale może jeszcze któraś z Was znajdzie coś dla siebie?

A wszystkim kobietom życzę( i sobie)  żebyśmy były dla siebie dobre;D

"– I jak twój Antek, zdrowo rośnie?
– Tak, wszystko fajnie, choć jeszcze jest na etapie gaworzenia.
– A ile ma?
– Roczek.
– KOCHANA, moja Tosia w tym wieku już recytowała „Pana Tadeusza” z pamięci!
– No, cześć, kopę lat! Co u ciebie, KOCHANA?! 
– Dobrze, dziękuję, facet cały czas ten sam, właśnie się przeprowadziliśmy do większego mieszkania, prowadzę swoją firmę, dużo wyjeżdżamy, nie ma na co narzekać!
– A dziecko masz?
– Jakoś się jeszcze nie złożyło.
– Ojeeej, to ty życia nie znasz…
– KOCHANA, jak ty szałowo schudłaś!
– Wiesz, staram się o siebie dbać.
– No tak, no tak, trochę ci przybyło zmarszczek, KOCHANA, ale zawsze są jakieś konsekwencje!
– KOCHANA, jaką ty masz cerę! I żadnych zmarszczek!
– Ach, dziękuję, jakie to miłe!
– No tak, no tak, trochę ci się przytyło, KOCHANA, ale za to buźka, jak pupa niemowlaka!

Koleżanki, koleżanki…

Dużo pracujesz? Ojeeej, pewnie nie masz czasu dla rodziny. Nie pracujesz? Ojeeej, ja bym nigdy nie pozwoliła, żeby mnie utrzymywał facet. Wyszłaś za mąż? Ojeeej, to się może skończyć rozwodem. Nie wyszłaś za mąż? Ojeeej, pewnie cię nie szanuje, skoro się nie oświadczył. Rodziłaś naturalnie? Ojeeej, jakie to straszne. Miałaś cesarkę na życzenie? Ojeeej, nie poświęcasz się dla dziecka jak prawdziwa Matka Polka. Jesteś szczęśliwą singielką? Ojeeej, pewnie nikt cię nie chce i tylko udajesz zadowoloną, a w nocy wyjesz w poduszkę.
I tak, kurwa, do usrania.
Nikt nie wbije ci szpili tak skutecznie, jak koleżanka. Na koleżankę zawsze możesz liczyć. A to doniesie ci jakieś smakowite ploteczki na twój temat, których wcale nie masz ochoty słuchać, bo już i tak je słyszałaś. A to szepnie szefowi, że chyba coś z tobą nie tak i pewnie jedziesz na jakichś prochach, bo normalny człowiek nie jest w stanie się tak poświęcić pracy. Ewentualnie w drugą stronę – że wychodzisz z biura przed siedemnastą, żeby odebrać dziecko z przedszkola. A to przy porannej kawce zasugeruje, że ta nowa torebka, którą się tak cieszysz, nie do końca pasuje do koloru twoich oczu i generalnie jest bardzo fajna, tylko ty z nią jesteś słaba. Twój facet wyszedł na piwo z kumplami? Rzuć go! Nie wyszedł? Rzuć go! Pokłóciliście się? Rzuć go! Nie pokłóciliście się? Na wszelki wypadek i tak go rzuć, bo prędzej czy później się pokłócicie.

Koleżanki, koleżanki…

I to wszystko twoja wina. Bo kiedyś postanowiłaś, że będziesz szczęśliwym człowiekiem. Zakasałaś rękawy i wzięłaś się do roboty, podczas gdy koleżanki siedziały na dupie i wrzucały na fejsa zdjęcia kotów. Ułożyłaś swoje życie w taki sposób, aby spełniało twoje oczekiwania. To nie ma znaczenia, czy chciałaś mieć dużą rodzinę i codziennie gotować dla niej obiady, czy może wiedziałaś od dziecka, że spełnisz się podróżując i poznając świat, czy też poczucie bezpieczeństwa i satysfakcję daje ci pięcie się po szczeblach korporacyjnej kariery. To wszystko nie ma znaczenia, bo każdy jest inny i każdy ma prawo przeżyć życie tak, jak mu się podoba.
Ja zawsze chciałam podróżować i robię to od kilkunastu lat. Zawsze wiedziałam też, że kariera w korpo to nie jest moja ścieżka, więc prowadzę własną firmę i blog, który w cztery lata uczyniłam najpopularniejszym w swojej kategorii. Chciałam mieć faceta, który jest pozytywnym, spontanicznym gościem i mam. Jestem szczęśliwa do porzygu, bo tak sobie kiedyś postanowiłam i konsekwentnie zrealizowałam założony cel. A nawet jeśli się czasem potykam, to zawsze pamiętam, że prawdziwy rozwój wydarza się poza strefą komfortu. I dalej jestem szczęśliwa. Nikt nie wie ile to czasem kosztuje pracy, zarwanych nocy i wyrzeczeń, ale też ile daje zadowolenia i satysfakcji. Gdzie jest więc słaby punkt mojego życia? Och, KOCHANA, jest ich cała masa! Przede wszystkim nie mamy jeszcze dziecka (Ojeeej…), praca na swoim to nie to samo co ciepła posadka (Ojeeej…), blogi to takie śmieszne zajęcie dla nastolatków (Ojeeej…), no i nie mamy jeszcze dziecka (Ojeeej tak bardzo). Zawsze znajdzie się jakaś dobra duszyczka, która wie lepiej jak powinno wyglądać twoje życie i chętnie wytknie wszystkie domniemane wady oraz niedociągnięcia. Bo to nienormalne, żeby codziennie budzić się z uśmiechem na twarzy.
A gdybyśmy tylko zechciały być dla siebie życzliwe, wspierające i dobre? Świat byłby piękny, a my mogłybyśmy wszystko. Ale nie. Lepiej wrzucać na fejsa zdjęcia kotów, podglądać profile tych bardziej zadowolonych z życia i z fałszywą troską pisać: „Oj, KOCHANA, chyba na tych Malediwach ci się przytyło? Ściskam!”. A tak naprawdę znaczy to mniej więcej tyle: „Ale się ta krowa wozi, pewnie za kasę tego swojego obleśnego mężulka”.

Koleżanki, koleżanki…

Nie ma. Nie ma drugich szans, nie ma powrotów, nie ma litości. Jeśli choć raz wyłapię, że ktoś jest bezinteresownie złośliwy czy nielojalny – znika z mojego pola widzenia. Nie ma go – dostaje bana na fejsie i w życiu. Po co mi taka snująca się gdzieś w pobliżu menda, która gryzie w najmniej spodziewanych sytuacjach? W sytuacjach, które są dla mnie źródłem radości i chciałabym cieszyć się z ludźmi życzliwymi przy boku. Nie rozumiem funkcjonowania w takim środowisku – sztucznych uśmiechów i obrabiania sobie dupy za plecami. Szkoda mi energii, którą mogę spożytkować na bycie szczęśliwą. In – your – face – KOCHANA.
Wycinam takie „koleżanki” w pień i zawsze czuję się z tym doskonale. To jak wyrzucanie z szafy zbędnych ubrań, tylko lepiej. Nie potrzebuję, żeby mi ktokolwiek wbijał szpile, między pachnące kwiatki wkładał małe, śmierdzące gówienka złośliwości, uprzejmie donosił, że jakiś powodowany zawiścią palant powiedział kolejną bzdurę na mój temat i jednocześnie czerpał z tego donoszenia perwersyjną przyjemność. Bo zawsze miło jest dojebać temu, któremu idzie trochę lepiej. Temu, który ma zawsze na twarzy uśmiech zadowolenia. Temu, który lubi swoje życie. Choć odrobinę mu odebrać, nawet jeśli to będzie tylko dobre samopoczucie.
A kobiety w złośliwościach celują i nigdy nie są to zadowolone z życia babeczki, tylko smutne frustratki, wieczne zazdrośnice, te, którym się wszystko należy, tylko jakoś nie chcą się wziąć za robotę i po prostu po to sięgnąć. W kobiecą naturę wpisana jest zakamuflowana złośliwość. Złośliwość zbędna, która nic nie wnosi i nikomu nie pomaga. Malutka szpileczka ukryta w koku, ale zawsze w zasięgu ręki. Po co kogoś takiego trzymać blisko siebie? Ze strachu przed samotnością? Natura nie lubi próżni i puste miejsce po złośliwej koleżance zwykle szybko się wypełnia. Często treścią znacznie lepszej jakości."

6 komentarzy:

  1. Fakt, nikt tak nie dogryzie jak kobieta kobiecie. Ech...
    A wystarczy być dobrym dla siebie i dla innych. I tego się trzymać, a życie będzie przyjemniejsze i łatwiejsze ;)
    Dużo dobroci i życzliwości wokół, Misiu! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czasem trzeba pamiętać, że nie każdy musi żyć tak samo, a czasem wystarczy ugryźć się w język.
      Bycie dobrym dla siebie też jest sztuką.
      Dla Ciebie też dobrego;**

      Usuń
  2. Niektórzy nie powinni gryźć się w język, bo ich własny jad zabije 😁😁😁
    Samych dobrych osób wokół Ciebie Misieńko moja kochana .⚘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam szczęście do ludzi, naprawdę.
      ;*
      wzajemnie;D

      Usuń
  3. No bo baby są jakieś inne :) ot i całą tajemnica

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jesteśmy inne to fakt,ale przecież i życie nam czasem dokopuje.
      Więc (nie zaczyna się od więc, wiem;D) skoro dostajemy z innych stron to przynajmniej wzajemnie powinnyśmy się wspierać.
      Zrobiłam rachunek sumienia.I mi się zdarza przecież, choć sama się usprawiedliwiam, że w odwecie.Ale czy warto?
      Spróbuję zacząć od siebie;D

      Usuń

komentarze karmią blogera;D

Cieszy każdy komentarz (bez hejtu)