Poszłam wczoraj do pracy na 14, a i tak myślami byłam w domu!Cud, że kasa mi się zgadzała!
Do domu wróciłam przed 21.W drzwiach przywitał mnie Sołtys z Grześkiem na ręce i słowami
- mamy problem.
Zanim wytłumaczył, że Grzesiu nie siusia, tylko wstrzymuje, popuszcza, płacze to zrobiło mi się słabo.
Zjechałam przy drzwiach i przez dłuższą chwilę łapałam oddech.
Wiem, że to i nerwy i przemęczenie.
Oczywiście poradziliśmy - ciepła woda z karą dębu i Gzubek siusia do miski.
Wieczorem znów wysoka temperatura, ale jednak mniejsza na szczęście.
Nocka średnia, ale za to pospaliśmy do 11.
Z podawaniem antybiotyku nadal cyrki, ale dajemy radę.Oprócz tego osłonowe na jelita, diprolene do smarowania...
No i tylko mama...
Przemyślałam wszystkie za i przeciw (80% płatne i bez premii) ale jednak pójdę na opiekę.
Nawet nie wezmę Małego do lekarza, tylko podjadę z kartką z pomocy doraźnej - tam wszystko napisane.
Mam nadzieję, że to wystarczy.
Dziś mały ma tez lepszy apatyt - zażyczył sobie MIESIO I RYSZYK
Oby jak najszybciej ta infekcja minęła! Dobrze, że pojedziesz sama, Grzesio powinien teraz siedzieć w ciepełku. Misiu, trzymajcie się :*
OdpowiedzUsuńNerki, nerki, nerki! Wiem jak to potrafi wkurzać i boleć!
OdpowiedzUsuńWspółczuje Grześ! Trzym się dzielnie!
całuję,Miska:**
OdpowiedzUsuńbardzo Ci współczuję ♥♥♥
Buziaki
OdpowiedzUsuńkora dębu pomaga?
OdpowiedzUsuńjak już apetyt wraca, jest dobrze, trzymam kciuki, by już sobie paskudztwa poszły.
jak apetyt dopisuje to juz wlasciwy kurs! oby tak dalej !
OdpowiedzUsuńmądra, kochająca, cudowna mamusia!
OdpowiedzUsuńzdrówka dla Grzesia :)
OdpowiedzUsuńzdrówka, zdrówka i jeszcze raz zdrówka dla Grzesia!!! :)
OdpowiedzUsuńDzielni jesteście bardzo!
OdpowiedzUsuńPonoć troskliwa opieka to 60 % sukcesu przy zwalczaniu choroby.
Serdeczności wielkie dla Grzesia:*
Pamiętam, jak mój Jerzyk miał taką infekcję. Kora dębu w misce była niezawodna. To minie.
OdpowiedzUsuńWspółczuję, też bym nerwowo się wykończyła...
OdpowiedzUsuńKiedy to wreszcie minie ??!
Kurczę, można by mieć dużo dzieci, gdyby nie chorowały! Ile to kosztuje nerwów, to wiedzą tylko mamy!
OdpowiedzUsuńja się z Grzegorkiem tulam :)))
OdpowiedzUsuńTakie infekcje wspominam jak koszmar. Zdrowia! i sił...
OdpowiedzUsuńNiech i 80%, byle o malucha zadbać należycie! Trzymajcie się!
OdpowiedzUsuńPozostałe procenty dochuchają blogowe ciotki:)
OdpowiedzUsuńApetyt to dobry znak, oby teraz juz poszło z górki, trzymajcie się
OdpowiedzUsuń