Dziękuję za wszelkie słowa wsparcia, otuchy,modlitwy, trzymania kciuków ;)
Wnioski z szukania pracy różne..dwa główne - Junior nie może znaleźć pracy ,bo bez wielkiego doświadczenia , choć młody (24 lata),Sołtys ma doświadczenie, ale ...wiekowy.Szkoda, że nie da się tego wymieszać!
Teraz coś lekkiego! Lubie mieć! W domu rodzinnym się nie przelewało i wiele rzeczy pozostawało w sferze marzeń.
Nie pamiętam, czy o tym pisałam (wiekowa jestem z lekka ;)) ale bardzo lubię wszelkie płyny, balsamy, mydełka, pachnidła.
Dostałam kiedyś krem do mycia(!) z sephory.
Dostałam w lutym , na imieniny.Cieszyłam się, że mam!
Użyłam pierwszy raz w sierpniu, w szpitalu, jak zostawili mnie na obserwacji kilka dni przed porodem.
Zapomniałam z łazienki, gdy po niego wróciłam ...już nie było;((((
To chyba skutecznie nauczyło mnie, żeby jednak cieszyć się używając.
Na święta Bożego Narodzenia dostałam masło do ciała (nie do końca rozumiem - krem do mycia, masło do ciała...) używam!! -od dziś ;)))*
Siedzę sobie teraz pachnąca..co chwilę podnoszę rękę i wącham cudowny zapach piwonii.
Mam nadzieję, że do jutra minie, bo idę do pracy od 7.45 - 20,15 i głupio będę wyglądać chodząc po naszej drogerii i wąchając się!
W jednym z komentarzy Klara zapytała jak rodzeństwo ( zwłaszcza Pysia ) przyjęło wiadomość o Grzesiu.Pisałam już kiedyś, ale nie każdy przecież przeczyta całe archiwum łącznie z odnośnikami!
Dziś to sprawdziłam i okazało się, że onet robiąc porządek z blogami tak namieszał, że podany link nie zaprowadza na odpowiednią stronę.
Dlatego pozwalam sobie skopiować tamten post (za zgodą autorki )
Alina miała 44 lata, kiedy została babcią. Na babcię nie wygląda bo mimo trójki dzieci zawsze o siebie dba, jest atrakcyjną kobietą czynną zawodowo, sprawną fizycznie, miłą, wesołą i towarzyską. Ale wnusia to jednak co innego niż własne dziecko, to bezmiar dodatkowego wzruszenia. Przez całą ciążę córki bała się o nią, do tego doszedł strach o to maleństwo, i kiedy wszystko skończyło się szczęśliwie, kiedy jej córeczka została mamą Olusi, Alina zwariowała ze szczęścia.
Wchłaniając zapach maleństwa czuła, jak coś się dzieje z jej piersiami, które nagle stały się, co jest kompletnym absurdem tak pełne i sprężyste, aż przenikały ją dreszcze. Ciało pełne gotowości prężyło się tak jak i te piersi, garnęła się do męża, który zachwycony tym zachowaniem bezustannie ją adorował żartując, że uwielbia takie babcie. Droczyła się z nim, ale sama czuła, że „babciowanie” wcale nie jest takie złe, bo wnusię można pobawić, polulać i ponosić, ale od przewijania i kolek Olusia ma mamę i tatę, a babcia może sobie wracać do domu i nie przejmować się nocnym karmieniem, szczepieniami i tym wszystkim, czym musi się przejmować jej córka.
Zaraz po świętach Alina zaczęła ranek od wymiotów. Pewnie jej żołądek się zbuntował od tej mieszaniny wszelakiego dobra, nie ma się co dziwić. Kiedy wymioty powtórzyły się w kolejny ranek i jeszcze następny, Alina zaczęła się nad czymś zastanawiać. Bo jej ciotka umarła na raka żołądka i tak to się właśnie u niej zaczęło – schudła nagle bez powodu kilka kilogramów, potem wymiotowała a potem szybko umarła. Alina spłakana powiedziała o tym mężowi, który zastanowił się chwilę i zapytał – a może kochanie jesteś w ciąży?
- Jak w ciąży jak tydzień temu miałam okres!
Jednak była w ciąży i tym razem płakała jeszcze bardziej, bo nie wyobrażała sobie nawet, jak może być matką mając wnuczkę starszą od własnego dziecka. Zagrożenie wadami genetycznymi, trudy ciąży, no i wychowanie, rany boskie, jak ona będzie chodzić na wywiadówki do liceum, o lasce?!
Co powiedzą dzieci, co powiedzą w pracy?
Alina była przerażona – taka przypadkowa ciąża może się trafić nastolatce, i szkoda tłumaczyć, że to był ten jeden jedyny raz bez zabezpieczenia bo tak się tłumaczą licealiści!
Wreszcie się pozbierała i poszła do lekarza, który zapewnił ją, że zdarzają się matki starsze od niej i napisał jej dodatkową, specjalną receptę, a na niej tak ułożone słowa – wiara (w lekarzy) nadzieja (na przyszłość) miłość (dziecka). Wyszła od niego spokojniejsza, pewniejsza siebie i poszła do córki. Trzymając Olusię w ramionach powiedziała o wszystkim, o tym, jak bardzo się boi, jak jeszcze nigdy w życiu. Córka odebrała jej niemowlę, przełożyła je do łóżeczka, objęła matkę i przytulając do siebie powiedziała – mamusiu kochana, będziemy Ci we wszystkim pomagać, nie martw się, wszyscy razem damy sobie radę. A po chwili odsunęła ją i zaśmiała się – a mówiłam, że jeszcze długo nie będziesz wyglądać na babcię!
Wtedy nie w głowie był mi blog, a Klarka zmieniła imiona i płeć dziecka - Pysia ma synka , a nie córeczkę .
Do Juniora zadzwoniłam - nie chciałam czekać aż wróci z delegacji, albo dowie się od kogoś innego.
Jak usłyszał, że będzie miał brata powiedział :ale fajnie! Zawsze chciałem mieć brata.
Lusia potrzebowała troszkę więcej czasu na radość, za to teraz szaleją za sobą ;)
*ekstra kosmetyki lubię mieć, zwykłe używam codziennie, bez żalu:))
Ale piękna historia, dzieci wnoszą w nasze życie taką masę miłości, jak nikt inny na świecie. Nasza rodzina też tego doświadczyła gdy urodziła się Młoda.
OdpowiedzUsuńTylko ja jeszcze nie jestem babcią - ale kto wie kiedy moja Kamilka sprawi nam niespodziankę? ; ))
W sumie jakoś nic się nie zmieniło:)) Po prostu mamy w domu dwa maluszki - no, może jedyne,to ,że jednak nie codziennie jest u nas;)
UsuńAle z miłością tak samo -kochamy całym sercem:)Buźka
piekna historia...
OdpowiedzUsuńtaka Rodzina... takie Dzieci...
Najszlachetniejszy Dar.
To swiadczy o tym jak bardzo Bog Was miluje...
goraco pozdrawiaMy
Baba ze Śląska ;-)
wzajemnie, buziaki;)
UsuńOj ładny ten wpis, przeczytałam uśmiechając się. Dzięki za to!
OdpowiedzUsuńKlarka Wielką Poetką Jest!;))
UsuńNo i od rana beczę ;-) ze wzruszenia...
OdpowiedzUsuńściskam mocno i już nic więcej nie mówię, bo słów nie starcza!
:-)
Hormony działają to i beczysz;))
UsuńBuźka!
No ja się Alutkowej beksie nie dziwię. Też mi oczy zamokły:)
OdpowiedzUsuńMisiaku:) Tak miało być:)Obawa co to będzie,a potem czyste szczęście:)
A Na babcie faktycznie za młodo wyglądasz:)
Racja -teraz nie wyobrażam sobie inaczej!:)
Usuńznam to uczucie.... ja tez urodziłam trzecie dziecko mając 43 lata, lekarz leczył mnie na mięśniaki :(( okres miałam przez 3 miesiące i żadnych innych objawów ciąży....
OdpowiedzUsuńmiędzy starszą a młodsza jest 20 lat różnicy, między nimi jest syn....
wiem jak sie bałam czy dziecko bedzie zdrowe, ale wszystko było dobrze....
taka ciąża odmładza ale i niesie wiele zagrożęń....dziś najmłodsza ma 20 lat, uczy się i tylko martwię sie czy zdołam ja usamodzielnic na tyle aby sama mogła życ....
pozdrawiam
Miedzy moimi 22;)Pozdrawiam
UsuńDziecko to dziecko , zawsze przynosi radość.
OdpowiedzUsuńI dobrze ,że rodzeństwo kocha Grzesia :-)
witam w klubie, bo ja urodziłam najmłodszą mając 39 lat i to jedna z najlepszych rzeczy jaka mi się w życiu zdarzyła :)Mam troje dzieci 22, 20 i 8 lat i jestem z tego dumna :)
OdpowiedzUsuńBuziaki Misiu :***
Małpiszon!;)) Ty już wiesz dlaczego!
UsuńBuźka
poplakalam sie ze wzruszenia!
OdpowiedzUsuńwalentynkowy wpis o wielkiej rodzinnej milosci
ja bardzo podobnie jak viki mam dzieci, strasze ciut mlodsze
damy rade:))
Bo my SILNE SOM!;))
Usuńa nie mówiłam, że wszystko co na moim blogu to zmyślone?
OdpowiedzUsuńNo z tymi prężącymi piersiami to przegięłaś:))
Usuń....Ale sołtysowi się podobało;)
Kapitalna historia Życia. Pięęęęknie :)
OdpowiedzUsuń;)
OdpowiedzUsuń))) no to która, którą podglądnęła))))??
OdpowiedzUsuńhmmmm .. Pysię urodziłam 17 sierpnia, ona Dawidka 18 sierpnia, ja Grzesia 31 sierpnia...:))
Usuńbo skoro Ty Miśka cudowna jesteś, to i dzieci takie masz :)))) piękna Walentynka (choć czytałam już wcześniej)... buziaki
OdpowiedzUsuńNie przesadzaj, hehe ;)Buziaki
UsuńMisko, wierzę, że to najlepsza rzecz w Twoim życiu. Sama jestem głupia, że nie ma jeszcze z trójki :(
OdpowiedzUsuńCzas wiele zmienia.. patrzę jak słodko śpi i wiem,że to cud, że jest!Nie zamieniłabym za nic!
UsuńAle Grzesiu ma fajnie - trójka starszego rodzeństwa i sisotrzeniec młodzieniaszek:) Pięknie, kiedy rodzeństwo tak się razem trzyma.
OdpowiedzUsuńpozdrowionka Misiu
Cudowna historia!
OdpowiedzUsuńCudowne dzieci i rodzice :)
Gdybyś sobie to wszystko zaplanowała albo kaprys taki miała to byłaby wielka nieodpowiedzialność.
OdpowiedzUsuńAle życie jest tak nieprzewidywalne. Wiem, że to banał, ale co zrobić, skoro.....jest nieprzewidywalne? Na szczęście takie szczęścia;-))) trafiają na ludzi, którzy kochają życie. Bo Ty kochasz tak, że kapie to z każdej literki na blogu
Dziękuję :) Z przyjemnością przeczytałam i choć nie czytam bloga od początku, jakoś od razu wszystko się złożyło w całość. Pan Bóg naprawdę potrafi pięknie pisać ludzkie życie, mimo że nie brak w nim trudu, czasem zmartwienia. Jesteście cudownym Przykładem naprawdę PIĘKNEGO ŻYCIA :-)))
OdpowiedzUsuńKosmetyki o zapachu piwonii??? Próbuję sobie wyobrazić... :)
Jakby wszystko przychodziło bez trudu człowiek by tak nie cenił:)
UsuńSepfora, różowe pudełko..aż boje się myśleć ile kosztowało, ale zapach obłędny:)
Pamiętam ten post :) A kiedy obchodzisz imieniny? :P
OdpowiedzUsuń23 lutego;)
UsuńT o już :)
UsuńPrawie;))
Usuńpiękna opowieść! miłość z niej tryska;)
OdpowiedzUsuń:))) powiem krótko:cudownie się stało!:***
OdpowiedzUsuńCzytalam ten post kiedys u Klarki. Swietna historia, nadaje sie na scenariusz filmowy!
OdpowiedzUsuńJedna z moich cioc tez "wpadla" sporo po 40stce i w ten sposob moja kuzynka ma brata o prawie 17 lat mlodszego. :)
Teraz sama widzisz jakie to szczęście, że masz Grzesia:)
OdpowiedzUsuńTo najpiękniejsza historia na Walentynki, z jaką kiedykolwiek zdarzyło mi się spotkać!
OdpowiedzUsuńRacja! Mówiłam,że Klarka ma talent;)) Cieszę się,że to prawda...no, może nie wszystko zostało napisane...no,że jak płakałam na fotelu pani doktor zapytała co robimy? - odpowiedziałam, że teraz już nic!
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńI ja uwielbiam piękne zapachy kosmetyków i te kuchenne także :)
Dzieci, to Skarby najdroższe :)
Pozdrawiam Ciebie i bliskich bardzo serdecznie :)
piękna historia :)
OdpowiedzUsuńTeż lubię mieć, lubię swoje rzeczy...i staram się używać jak coś mam, chociaż mi szkoda:)
OdpowiedzUsuńładnie napisane:) miziaj się babo kosmetykami - musisz być piękną mamusią dla dzieciaków, żoną dla meża i babcią dla wnusi:) ale to nie kosmetyki decydują o tym pięknie które widzimy, ono płynie ze środka:) Można się "zabalsamować" i zapsikać drogimi kosmetykami ale to coś ma się w środku:)A Ty masz:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, to piękny komplement;)
UsuńMiśko, potrzebuję jeszcze (niekoniecznie) tytuł twojej pracy SILK na jutro :)
OdpowiedzUsuńTakie wspomnienia są piękne. Fajna, kochająca się Rodzinka to prawdziwe szczęście.Serdeczności Miśka.
OdpowiedzUsuńZdaję sobie sprawę, ile mam.I doceniam wszystko..także to,że spotykam takich ludzi, dzięki którym wierzę, że człowiek jest dobry (pomijam skrzywienia)Buziaki!
UsuńMiśko, wzruszając jest Wasza historia :))
OdpowiedzUsuńWspaniale mieć taką kochającą rodzinę :)
Znów się poryczałam...Ostatnio coś mam oczy w mokrym miejscu:) Klarka to powinna pisać romansidła ;) Piękna historia życia. Przedtem nie wyobrażałaś sobie jeszcze jednego maluszka,teraz nie wyobrażasz sobie ,że mogło by go nie być...ale to życie jest przewrotne:D
OdpowiedzUsuńŚciskam z całych sił.
Kasia od Filipka:)
ps.A mój łobuziak widząc zdjęcie Grzesia woła zawsze:to ja! ;D
Uściski dla Was!;)
UsuńNawet nie wiesz jak Twojej Rodzince zazdroszczę... Rodzice nigdy nie postarali się o rodzeństwo dla mnie...wiecznie na walizkach, nie było okazji... Ech...
OdpowiedzUsuńA to zdjęcie w nagłówku jest cudowne! :) Ta dziewczyna to Lusia?? :)
Tata jadąc kiedyś na motorze, złamał sobie rękę...poszedł z tym do lekarza, a ten, że nie ma się o co martwić, bo to tylko "zmiany starcze" (Tata ma teraz dopiero 50 lat)... Tata pamięta to do dzisiaj...to jego główna wymówka w przypadku chorób i niepowodzeń wszelakich :o)
Zapraszam Cię serdecznie na Urodziny Bloga: http://zyciecelta.wordpress.com/2013/02/16/siodmy-wspolny-rok/
pamiętam tamte Twoje dramatyczne doniesienia:) Ale czyż nie wspaniale się wszystko ułożyło?Co do kosmetyków-mam to samo ;)Mam flakonik drogich perfum które dostałam kilka lat temu (!) prezencie - pięknie pachną ale...żal mi ich używać i tak sobie stoją, pięknie się prezentują i...wietrzeją :)
OdpowiedzUsuńJa też pamiętam jak Ci beczałam;)
UsuńJa po moich ulubionych blue light , czy premier jour Niny Ricci mam puste flakoniki, które z lubością obwąchuję;))
Kiedyś jeszcze je sobie kupię!!!
Właśnie nadrabiam zaległości, bo sama wiesz, jak to jest, gdy się pracuje- wszystko na raty... Śpieszę powiedzieć, że historia... echhhh... A jaka fajna przyszłość przed całą rodzinką :) Gdy się jest blisko, razem, wszystko można :) Ściskam mocno :)
OdpowiedzUsuńDoskonale rozumie, że nie odpisujesz na każdy wpis bo praca. Sama pracuję, i nie zawsze mam czas.
OdpowiedzUsuńParę lat temu taki wpis spowodowałby u mnie "doły", nie potrafiłam czytać o ciążach, szczęściu, dzieciach. Teraz mogę jedynie się uśmiechnąć. Zawsze chciałam mieć dużo dzieci, Bóg zadecydował inaczej. Teraz moim mottem życiowym jest " nie ta matka co urodziła a ta co wychowała. Ja wychowałam :-)
A wracając do pachnideł . Nie zawsze było mnie na nie stać :-) przeważnie dostawałam w prezencie, ale lubie. Lubie pachnieć migdałami .
Masz rację - co więcej Ty wybrałaś od początku!
UsuńJa kiedyś podczytywałam blog mamy , która starała się o dzidziusia...nie udawało się kilka razy;(
Nie komentowałam, nie zostawiałam namiarów -nie chciałam przysparzać jej cierpienia.
Choć na początku zadawałam Panu Bogu pytanie -dlaczego ja?Jest tyle młodych małżeństw , które marzą choć o jednym dziecku...
Ja też kupuje tylko to, co potrzeba, ale czasem dostaję coś pięknego;))Ściskam
Piękny wpis. Jesteście super rodzinką, Grzesiowi tylko pozazdrościć rodzeństwa:)
OdpowiedzUsuń